Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'początek' .
-
"Uratowany penis Stevena Gerrarda" (Uwaga, zaboli Was od samego czytania) hahha Istnieje pewien ból niezrozumiały dla kobiet. Chodzi oczywiście o ten spowodowany uderzeniem piłką w czuły punkt. Dokładnie w to, co mężczyzna ma najcenniejszego, czyli jego klejnoty. Zapomnijcie jednak o tym. To jest tak naprawdę nic w porównaniu do tego, czego nabawił się Steven Gerrard. To jedna z najbardziej absurdalnych, ale i równie bolesnych kontuzji w historii piłki nożnej. Otóż, uwaga, przyrodzenie Stevena Gerrarda zostało zahaczone... korkiem. Wyobraźcie sobie tylko ten ból... Anglik po meczu potrzebował zszycia penisa. Pomocnik tak pisał w swojej autobiografii: "Magia Pucharu Anglii została zniszczona, kiedy moja pewna część ciała została rozcięta, a później przyszyta. Próbowałem zablokować skrzydłowego, kiedy poczułem niebezpieczne pieczenie w miejscu intymnym". W pierwszej chwili nawet niczego nie dostrzegł. Ot, zwykła boiskowa interwencja na wślizgu. Zablokował dośrodkowanie Adama Smitha, a później obaj panowie się ze sobą zderzyli. Starcie, jakich oglądamy kilkanaście w trakcie każdego spotkania. Stevie G jakby nigdy nic wrócił, żeby normalnie bronić pola karnego przy rzucie rożnym dla Bournemouth. Został nawet ukarany żółtą kartką za dyskusję z arbitrem. Z czasem jednak zaczynało go piec coraz bardziej. Zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak: "Wiedziałem, że mecz jest w telewizji, więc musiałem przebiegle zerknąć na penisa, a nie wyglądało to dobrze. Podszedłem więc do Brendana, potem do fizjoterapeuty i dałem mu tam sprytnie zerknąć. Powiedział tylko: ooooh, ale kazał kontynuować grę. Musiałem tam wrócić, po prostu się uśmiechnąć i to znieść". Z opaską kapitańską grał normalnie przez 90 minut, a Liverpool awansował do kolejnej fazy Pucharu Anglii. W szatni doznał szoku. Okazało się, że jego gatki są całe zakrwawione. Gerrard spanikował: "Rozcięcie wyglądało bardzo źle, idealnie na środku. Było dużo krwi. Potrzebowałem czterech szwów, a chłopacy z zespołu dosłownie sikali ze śmiechu. Miałem nadzieję, że nie pożegnam się ze starym przyjacielem. Dostałem pierwsze dźgnięcie i uważałem tylko, żeby nie patrzeć na to, co robi lekarz. Po zabandażowaniu w ochronie przed każdą możliwą infekcją, zadałem oczywiste pytanie. „Czy mogę grać we wtorek z Evertonem?”